



Wczesna pobudka, śniadanie i wymarsz. Wiedziałem, że czeka mnie stanie w kolejce po bilet. Nie przypuszczałem tylko, że będzie ona, aż tak długa. Ale i tak nie ma co narzekać. Człowiek stojąc w takim wielkim skupisku ludzi może się spokojnie poprzyglądać innym i ma czas na własne przemyślenia. Dokoła słychać mnóstwo różnych i obcych języków. Za mną stoi amerykańskie małżeństwo które w kolejce robi swoim małym dzieciom dość obszerny wykład z historii Francji. Dużo czasu poświęcają Napoleonowi zaznaczając wyraźnie, jak bardzo był to „niegrzeczny" człowiek, przecież podbił prawie całą Europę, zupełnie jak Hitler, a w czasie swojej koronacji wyrwał koronę z rąk Papieża i założył sobie na głowę.
Podsłuchiwanie tej rozmowy uzmysłowiło mi jak bardzo się różnimy w kwestii. Dla nas Polaków Napoleon jest bohaterem, wyzwolicielem, natomiast dla przeciętnego Amerykanina potworem, pokroju Führera.
Z drugiej zaś strony, zaskoczoło mnie bardzo jak dużą wagę przywizują do edukacji swoich dzieci. Mimo, że byli na wakacjach, nie przestawali dostarczać dzieciakom intelektualnych boźców. One natomiast, stojąc w kolejce bite kilka godzin, zachowywały się jakby uczestniczyły w jakimś arcyciekawym wykładzie, dotyczącym najnowszej kolekcji zabawek. Zadawały co raz to nowe pytania a rodzice uzbrojeni w dwie książki, wertowali strony w poszukiwaniu odpowiedzi dla swoich pociech. Zastanawia mnie, czy to taka narodowa mentalność? A może tylko magia tego miejsca? Podobno piramidalne kształty skupiają kosmiczną energie... i ostrzą żyletki.